niedziela, 27 września 2015

Truskawkowo - tarasowo

Jak Wam mijają pierwsze jesienne dni? Ja dalej chorobowo. Jakiś dziwny wirus chyba mnie dopadł, bo mimo antybiotyku płuca mi furczą, a na złość jeszcze zaczęło ropieć i puchnąć mi oko, a nawet wyrzuciło mnie opryszczką. Dosłownie jakaś niemoc:(
Myślałam, że skoro jestem w  domu, to coś nadrobię, coś poszaleję. Niestety ani sił ani weny nie było.
Dlatego usiadłam sobie pewnego dnia i tak jakoś wyszła mi duża truskawa - podusia, przytulanka. Miałam akurat materiał w czerwona krateczkę, więc nawet podpasowało.

Na tarasie też się już chłodno zrobiło. Jakoś na popołudniową kawę bez koca jest mi już za zimno. Dlatego zaczynam otaczać i otulać się kocami. A mam ich w domu sporo - sama byłam zaskoczona, gdy zaczęłam je zbierać w jedno miejsce:)

Kilka truskawkowo - tarasowych ujęć mam dla Was:) Mam nadzieje, że nie zanudzę.













Bardzo dziękuję za każde odwiedzinki:)











wtorek, 22 września 2015

Post jesienny

Kochane moje dziękuję Wam za każde słowo pod ostatnim postem. Nie wiem, czy to dobrze, chyba nie, ale zaskoczona jestem, że nie trafiam w odosobnienie z tą moją zmiennością nastrojów i ciągłą walką z sobą. To chyba jednak przpadłość osób wrażliwych i zbyt empatycznych. Taki Ci nasz los...

Mimo wielu słabych momentów, staram się maksymalnie widzieć pozytywne odblaski każdego dnia. Dopadło mnie choróbsko jesienne - plus? Jest plus - mam chwilę oddechu, trochę wewnętrznego spokoju, choć kaszel wyrywa mi płuca. Znów nabrałam energii do moich prac. Mam chęć, mam kilka ciekawych zamówień. Jakoś to toczy się powoli do przodu. 

Zasadziłam sporo wrzosów, gdyż w B. dopadłam je po 1 zł.:) Marzy mi się część ogrodu w tonacji wrzosowo - lawendowej. Więc taka okazja sklepowa nie mogła zostać ominięta. W tym roku przypadkowo rozsiała mi się sama lawenda i wykiełkowała pomiędzy płytami kamiennymi na tarasie. Przesadziłam ją do donicy i mam teraz sporo szczepek. Pojawiła się więc kolejna szansa na spełnianie planów ogrodowych. Jeszcze tylko męska siła do przekopania kolejnej części ogrodu i początki prywatnego wrzosowiska będą:)


Biały kosz to dawny zakup na tagu staroci. Kupiony za 5 zł, przemalowany przeze mnie na biało. Czuć w nim teraz świeżość. Idealnie spasował się z małymi dyniami ozdobnymi, które dostałam z ciocinego ogrodu.






Dostałam też w niespodziewanym prezencie od znajomej skrzynie po winie - przywiezione prosto z Francji. Podobno czekały na mnie w piwnicy:)




Mam plan umieścić je w nowym domku. 







Miłego wrzosowego dnia Wam życzę:)






czwartek, 10 września 2015

Przestań przepraszać, za to, że żyjesz...





Nie lubię się zbytnio wynurzać jeżeli chodzi o moją osobę... ale coś mnie natchnęło do napisania tego postu... Może gdy "przyznam" to głośno, to w to uwierzę...

Wiem, że każdy ma lepsze i gorsze chwile. Ja jestem jak sinusoida -raz w górę, raz w dół... Emocje zawsze we mnie buzują i skaczą jak szalone. Zbyt szybko się emocjonuje, zbyt szybko, wpadam w euforię a potem w smutek. Taka moja uroda, jak to mówi mój mąż.

I tak ostatnio biłam się ogromnie z wieloma moimi myślami, codziennymi sytuacjami. Miałam wrażenie, że stoję w miejscu, choć przeogromnie chcę dać krok do przodu. Ciągle w głowie szukałam pomysłu na zmianę, na poprawę, na realizacje pomysłów, planów, których w pewnym momencie pojawiło się zbyt wiele...
Myślałam, chyba jeszcze tak myślę, że zamknęłam się w puszce pełnej lęków. Trochę uprzykrzyłam mojemu mężowi życie ciągłym marudzeniem, wieszaniem się na ramieniu ze słowami "Błagam pomóż mi znaleźć rozwiązanie". I wtedy moja druga połówka, mądra i kochana powiedziała zdanie, które zbiło mnie z tropu. No dwa zdania...
 "Aniu przecież Ty jesteś w najlepszym momencie swojego życia!"
"Przestań w końcu przepraszać wszystkich, za to, że żyjesz!!!"

No kop na miejscu, zimny kubeł wody, uderzenie pioruna... co kto woli. Sens jeden. Przesadziłam. Zapomniałam się. Zapędziłam w ślepą uliczkę...

I ciężko to przyznać, ale tak jest. Znów zapomniałam patrzeć na to co mnie otacza okiem - dziś i teraz. Zapomniałam, że mogę cieszyć się życiem. Nie pozwalałam sobie na to, bo cierpienie z tamtego roku przyćmiło mi wszystko. 
Przecież zbliżamy się do ukończenia domu - NASZEGO, wymarzonego, wyśnionego własnego kąta. Więc będę miała swoje ściany, swoje miejsce na ziemi. Przecież wreszcie rzucę nielubianą pracę i uwolnię się psychicznie od stresu, który mam fundowany codziennie. Przecież wyjadę w miejsce, które uwielbiam, do miasteczka, które zawsze mnie zachwycało i w którym czuję się dobrze. Przecież wreszcie oderwę się od dominacji mamy i będę miała szansę spróbować żyć z moją rodziną tak jak lubimy. Przecież.... 

No właśnie... Przecież ....

Mam wspaniałą perspektywę a przesłoniłam ją lękami o przyszłość. Że nie będzie pracy od razu, że pewnie wrócę do tego znienawidzonego przeze mnie zawodu, że dzieciom będzie ciężko w szkole, że ...
Przesadziłam... I faktycznie zaczęłam przepraszać cały świat za swoją obecność, podporządkowywać się, cierpieć na zapas, brać na siebie wszystko i wszystkich.

I tak siedzę sobie w pokoju, mąż wyjechał na mecz (maniak żużlowy:) i myślę, myślę... I wiecie, co? Naprawdę poczułam się lepiej, gdy przyznałam się do błędu. Wiele rzeczy chcę osiągnąć za szybko, no w gorącej wodzie kapana jestem. I bezczynność, brak wpływu na coś, oczekiwanie, strasznie mnie destabilizują. 

Dziś jednak sama kopnęłam się w tyłek ze słowami "Kobieto weź się w garść, zacznij się cieszyć i doceniać to co masz".

Zamiast wskoczyć po pracy w kolejną robotę, posiedziałam z dziećmi przy biurku, porobiłyśmy papierowe robótki, poczytałyśmy. Szok! Usiadłam, przystanęłam! Bez biegu, bez presji. Natalka zachwycona chodziła za mną w krok w krok, bo chwilę nie drżałam z nerwów.

Tak. Muszę teraz przeprosić. Przeprosić moje dzieci i męża za głupotę, za zapomnienie. Po śmierci taty miałam zwolnić, celebrować każdy dzień, bo nie wiemy, czy za chwilę spotkam się z kimś ponownie. Nie udało mi się. Zmarnowałam 1,5 roku... 

Teraz mam mocne postanowienie. I muszę wytrwać...


Uff... rozpisałam się jak nigdy, ale musiałam. Musiałam przyznać, to sama przed sobą.


A żeby Was nie męczyć ludzkimi rozterkami pokażę Wam pierwsze oznaki mieszkaniowe w naszym domku. jest kuchnia od tygodnia, łazienki, są szafy, biurko Natalki, część pokoiku Zuzi. Z końcem września będą drzwi do pomieszczeń. To ogrom pracy tegorocznej. Nie marzyłam nawet, że tyle uda nam się zrobić...










Miłego wieczoru kochani:)




czwartek, 3 września 2015

Wrześniowe sercowe drobiazgi

Witajcie kochani:)
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i za zachęcanie do szaleństw z przetworami. Przyznam, że kusi mnie to bardzo. Jedynie brak czasu i milion zajęć, które sobie dokładam sprawia, że odsuwam gotowanie na dalszy plan. Czuję jednak, że gdy moja pierwsza, wymarzona kuchnia będzie już gotowa do użytku, to puszczę wodze fantazji i dam się wkręcić w gotowanie:)

Chwilowo chodzę napięta jak struna, nerwowa, ale i szczęśliwa, bo czekam na sobotę - dzień kiedy zoczę ten mój kawałeczek szczęścia.
W wolnych chwilach pomiędzy szykowanie dziewczynek do szkoły (cały weekend trwało sprzątanie, przemeblowywanie, by było miejsce na szkolny świat) coś tam trochę podziubałam. Nie jest tego dużo. Mimo, że dzień jeszcze dłuższy, to jakoś nie wyrabiam. Jeszcze popołudnia spędzamy w ogrodzie, na spacerach, rolkach, rowerkach itp. Niech dziewczynki korzystają ile się da z pięknej pogody. 

Więc wrzesień zaczęłam serduszkowo:)
I jeszcze moja starsza córcia, która pomagała mi przy wymianie kwiatów na tarasie na wrzosy - uwielbiam je po prostu i już mnie korciło, by je mieć u siebie choć to jeszcze nie jesień.



 



I serduszko lawendowe.





 


Zapraszam Was do odwiedzania sklepiku. Mam taki mały dylemat... Planuję, marzę, że już w niedługiej przyszłości zajmę się tylko sklepem i pracownią. Z jednej strony jest to trudna decyzja, gdyż wiąże się z "porzuceniem" stałej pracy. Z drugiej i tak mnie to czeka, bo w przyszłym przeprowadzamy się do naszego domku w innym mieście. Zmiany są więc nieuniknione i to na kilku frontach. 

Właśnie z tego powodu mam do Was pytanie. Pewnie będę dopytywała o to nie raz... 
Czy uważacie, że w moim sklepie powinny przeważać lub być tylko przedmioty moje, z pracowni lub bliskich mi uzdolnionych osób, czy produkty gotowe- znanych marek, popularne...?

Poratujcie proszę, bo miotam się jak przylepiona mucha do pajęczyny...
 
Będę wdzięczna za każą podpowiedź.

Ściskam Was mocno
 
Ania.